W miniony weekend odbyliśmy wspaniałą wyprawę rowerową po Wyżynie Opatowskiej. Bazę namiotową mieliśmy u szwagra Bogusia, we wsi Góry Pęchowskie. Wspaniałe wyciszone miejsce, piękne widoki na liczne pagórki, które chcąc nie chcąc zyskały przydomek Gór Pęchowskich.
Grupa czynnych rowerzystów liczyła 8 osób, jedna osoba kontuzjowana, już na samym początku wyjazdu i dwóch piechurów, którzy podobną trasę przemierzyli autostopem i pieszo.
W sobotę wyruszyliśmy w trasę w kierunku Opatowa. Po drodze minęliśmy przepiękne ruiny pałacu Karskich we Włostowie. Tam też na cmentarzu parafialnym znajduje się ciekawa kaplica grobowa Karskich. Dalej Opatów – na rynku mieliśmy dłuższą przerwę na napoje i posiłek w jedynej chyba rynkowej knajpie. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia przy bramie Warszawskiej. Dalej jechaliśmy w kierunku Ujazdu i przy zamku Krzyżtopór była kolejna przerwa na posiłek. Od Ujazdu rozpoczęła się droga powrotna. Minęliśmy Klimontów, zwiedziliśmy barokową kolegiatę św. Józefa, którą ufundował Jarzy Ossoliński. W ten dzień przejechaliśmy ok. 70 km. Wieczorem był grill, ognisko i nieśmiałe śpiewy Zbyszka
W niedzielę wyruszyliśmy do Sandomierza. Będąc w Ossolinie mieliśmy szczęście, bo była otwarta kaplica zwana Betlejemką i mogliśmy śmiało oglądnąć jej wnętrze. Legenda głosi, że ziemia pokrywająca murowane sklepienie kaplicy została sprowadzona z Betlejem. Dotarliśmy również do ruin rezydencji wzniesionej przez Jerzego Ossolińskiego. Dzisiaj pozostała po niej jedynie akrada mostu i kawałek ściany budynku mieszkalnego. Do Sandomierza wjechaliśmy przez Bramę Opatowską. Na rynku zaparkowaliśmy rowery i poszliśmy do baru zaspokoić „głoda” na pierogi. Pierogów niestety nie było i musieliśmy zadowolić się innymi daniami. Niedzielna trasa przez cały czas wiodła drogami asfaltowymi, w przeciwieństwie do sobotniej – wtedy jeździliśmy wąwozami, łąkami, polami.
W sumie przez dwa dni przejechaliśmy ok. 141 km.