"Lincoln Hall (ur. W 1958 r.). Wytrawny himalaista australijski, zaliczany do najbardziej doświadczonych w świecie, autor książek i artykułów o wspinaczce, były prezes Australijskiej Federacji Himalaistów”.
W noworocznym numerze tygodnika FORUM ( FORUM 1 / 28.12.2007-8.01.2008) przeczytałem rozmowę z Lincolnem Hallem.
„Wszedł na Mount Everest 25 maja 2006 roku. Gdy na szczycie ścięła go z nóg choroba wysokościowa, Szerpowie zostawili go na pewną śmierć na grani położonej na wysokości 8,7 tyś, metrów. Rodzinę i znajomych powiadomiono, że nie żyje, o kolejnej ofierze Himalajów doniosły media. Po nocy spędzonej samotnie w temperaturze minus 20 st. Celsjusza Lincoln Hall został odnaleziony żywy przez grupę czterech alpinistów.”
Napisał i wydał w 2007 w Australii książkę o tej historii pod tytułem „Dead Lucky” – czy została przetłumaczona i wydana w Polsce, nie czytałem.
Sama rozmowa z Lincolnem Hallem – poruszająca wyobraźnię i refleksję nad niezbadanym a ukrytym w organizmie człowieka „zapasem na przeżycie”.
Zacytuję jeszcze jeden fragment – ten od którego jest tytuł przedruku w FORUM.
„Zacząłem mieć halucynacje, gdy podziwiałem zachód słońca. … Wydawało mi się, że jestem kolejno w trzech różnych miejscach. Byłem w Górach Śnieżnych w Australii, które tak naprawdę są tylko wzgórzami. … Potem siedziałem jakiejś chałupie krytej strzechą, gdzie pilnowałem kóz. … I w końcu byłem na jakimś wzgórzu w Polsce. Nigdy nie byłem w Polsce, więc nie wiem, dlaczego sądziłem, że to Polska, ale tak podpowiadał mi mój umysł.”
Niesamowite – prawda?