halny jurko napisał(a):Przepisy prawa dotyczace przewodnictwa wg. mojej skromnej opinii nie są idealne. Jestem za zmianami, ale od lat nie mozna zbyt wiele zrobic (prawie nic) bo tak naprawdę to nie obchodzi to ludzi w rządzie i w odpowiednich departamentach.
W żadnym wypadku nie mogę się jednak zgodzić, że zdobycie jakiejpolwiek odznaki GOT może być przepustką do prowadzenia grup.
W takim razie tak samo mogę uważać, że uzyskanie państwowych papierów przewodnika też nie powinno być przepustką do prowadzenia grup w górach. Takie kursy na przewodnika - to najczęściej dwa lata dziesiątek dupogodzin nudnych jak flaki z olejem wykładów z historii, geografii, etnografii, literatury, architektury, biologii, m.in. nauki rozpoznawania świętych po ich atrybutach, itp.
Kto może być zainteresowany tym aby kursy trwały jak najdłużej? Wiadomo, że turystyka to zajęcie sezonowe. Przewodnikom o dłuższym stażu i wyższej klasie opłaca się mieć dodatkowe dochody w martwym sezonie. Do tego świetnie nadaje się kurs przewodnicki. Ile można z tego zyskać? Ano są to m.in.: wynagrodzenie dla kierownika kursu, wynagrodzenie dla prowadzących wykłady teoretyczne, dniówki dla przewodników prowadzących w martwym sezonie za objazdówki autokarowe z kursantami.
A potem egzamin, który polega na wożeniu kursantów autokarem z dala od gór i koncentrowaniu się na całkowicie drugorzędnych szczegółach, zupełnie nieistotnych dla uczestników wycieczek. Egzaminy często odbywają się wyłącznie w autokarze i w obrębie miejscowości podczas postojów na trasie. Wyjścia w góry nie ma wcale.
Pytam się: Co z tego, że dany delikwent będzie nafaszerowany obszerną i drobiazgową wiedzą o obiektach położonych u podnóża gór i przy szosie, będzie wiedział pod jakim wezwaniem i jest oglądany zza szyby autokaru kościół, lub zatrzyma tam autokar i opowie coś więcej o tym kościele, a gdy konkretnie przyjdzie mu prowadzić w górach, to nie będzie wiedział jak jeszcze daleko do szczytu? Czy ta cała wiedza mu cokolwiek pomoże w konkretnej sytuacji w górach, kiedy wpadnie w poważne tarapaty? Sprawdzono w ogóle na praktycznym egzaminie państwowym jak się w takiej sytuacji zachowa?
Mało to razy widziałem, kiedy zawodowy przewodnik pędził od górnej stacji wyciągu w kierunku Śnieżki grupę pań w cienkich bluzeczkach i damskich bucikach, trzęsących się z zimna w podmuchach przenikliwego wiatru. Sam w ciepłym, wełnianym swetrze i kurtce kroczył na czele tej grupy z ważną miną himalaisty wcale nie przejmując się, że jego podopieczni marzną i mogą ulec wyziębieniu albo, że któraś z tych kobiet może sobie wykręcić nogę w nieodpowiednim obuwiu. Szedł z "pustymi rękami" więc gdzie była apteczka? Od czasu do czasu zatrzymywał się i coś tam opowiadał, ale świst wiatru zagłuszał jego słowa, że co mówi mogły usłyszeć tylko osoby stojące tuż przy nim. Tego rodzaju wycieczki z przewodnikami w Karkonoszach można nierzadko spotkać na szlakach grzbietowych prowadzących od wyciągów na Małą Kopę i na Szrenicę.
Ostatnio miałem okazję podziwiać na drodze nad krawędzią Kotła Wielkiego Stawu blisko 100-osobową grupę hałaśliwych dzieciaków prowadzonych przez jednego tylko przewodnika sudeckiego. Grupa była rozciągnięta na przestrzeni kilkuset metrów. Przeczekałem aż grupa przejdzie. Ci z przodu pędzili jak na złamanie karku zbiegając wąskim kamienistym szlakiem w kierunku Polany. Około godziny później tą samą hałastrę z przewodnikiem spotkałem koło Wangu, kiedy jeden z uczestników tej wycieczki z wykręconą z bólu gębą kuśtykając na jednej nodze wspierał się na ramionach dwóch kolegów i powoli grupa wlekła się w stronę parkingu, gdzie czekały dwa duże autokary...
Jeżeli ktoś twierdzi, że przewodnicy GOT PTT są tylko hobbystami, to przewodnicy górscy też i tak samo brak u nich profesjonalizmu. Wielu przewodników górskich nie umie nawet jeździć na nartach, a prowadzą czasami dwie - trzy wycieczki w roku, przeważnie autokarówki. To często dużo mniej od dniówek spędzonych w górach na społecznym prowadzeniu grup wędrownych w ramach różnych stowarzyszeń turystycznych i klubów górskich przez osoby posiadające wewnętrzne uprawnienia tych organizacji.
Warto się nad tym zastanowić czy wprowadzenie przymusu wynajmowania przewodnika przez grupy poprawia bezpieczeństwo w górach, skoro wypadkom ulegają w ogromnej większości turyści indywidualni i narciarze, a wypadki w grupach zorganizowanych to tylko wąski margines. Czy nie mamy tu klasycznego przykładu wylewania dziecka z kapielą?
Upór urzędników ministerialnych, którzy nie chcą uznać społecznych uprawnień fachowej kadry stowarzyszeń jak PTT, PTK czy ZHP, programowo zajmujących się organizowaniem turystyki i krajoznawstwa wśród młodzieży, świadczy tylko jak pełne fałszu i obłudy są oficjalne deklaracje kolejnych zmieniających się ekip rządzacych o budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. [ Dodano: 2008-02-07, 11:20 ]George napisał(a):No wlasnie... halny pieknie napisal... kurs przewodnicki to jest naprawde fajna przygoda z gorami i z ludzmi
Z pewnościa to fajna przygoda dla tych, których na to stać. Nie uważam jednak, że to jedyny słuszny sposób na fajną przygodę z górami. Ja obracam się w środowisku, które ma inne sposoby na "fajne przygody", a które też pozwalają na zdobycie dużego doświadczenia górskiego i wychowanie kadry społecznych przewodników naszych wycieczek.
George napisał(a):A jak ktos nie wierzy, to zapraszam na forum tarnowskiego kursu... mozna zobaczyc zdjecia z wycieczek i zajec i przekonac sie, ze na takie kursy w 99% wybieraja sie pasjonaci gor, ktorzy maja do nich szacunek a do tego czujac ich piekno chca nim potem LEGALNIE zarazac innych
Legalnie, powiadasz? To my z Oddziału Poznańskiego PTT jesteśmy nielegalni? W 1981 roku, kiedy tworzyliśmy poznańską grupę reaktywujacą Towarzystwo Tatrzańskie, też mówiono nam, że jesteśmy nielegalni. Czyżbyśmy cofnęli się do tamtych czasów?