Sprawozdanie z wycieczki w Gorce 2014. Z plecakiem przez halę.
Jak co roku przyszedł długo oczekiwany miesiąc maj i czas na zorganizowanie wycieczki „Wielkiej Majówki” w góry.
Po pobycie w Gorcach poprzednich latach i zdobyciu szczytów Turbacz oraz innych miejsc (wtajemniczonym napiszę tylko, że samolot Liberator nadal nie został zdobyty do dnia wycieczki) zaplanowaliśmy czterodniową wyprawę z plecakiem przez halę od Szczawy do Łopusznej.
Zanim dokładniej zdam Wam sprawozdanie z wycieczki, chciałbym przypomnieć słowa pewnej piosenki. Kiedyś bardzo lubiłem ją śpiewać, a odświeżona w mej pamięci nabrała bardzo symbolicznego znaczenia. Na pewno wszyscy ja znacie a brzmi tak:
Kiedy w piątek słońce świeci
Serce mi do góry wzlata
Że w sobotę wezmę plecak
W podróż do mojego świata
Ref: Bo ja mam tylko jeden świat,
Słońce, góry, pola, wiatr,
I nic mnie więcej nie obchodzi
Bom turystą się urodził.
Dla mnie w mieście jest za ciasno
Wśród pojazdów, kurzu, spalin
Ja w zieloną jadę ciszę
W ścieżki pełne słodkich malin
Ref:...
Myślę czasem leżąc w trawie
Lub jęczmienia żółtym łanie
Czy przypadkiem za pół wieku
Coś z tym światem się nie stanie.
Ref:...
Chciałbym żeby ten nasz świat
Przetrwał jeszcze z tysiąc lat
Żeby mogły nasze dzieci
Z tego świata też się cieszyć
Ref: Bo ja mam tylko jeden świat...
Bo kto z nas nie lubi obcować z wiosenną przyrodą, naturą. Może nie wszyscy od razu jadą w góry, ale zapewne większość z Was szuka takich miejsc cichych i spokojnych, w których można zrelaksować się i zregenerować swoje siły. My upodobaliśmy sobie górskie klimaty. Tym razem postanowiliśmy przejść szlakiem zaczynającym się od podejścia ze Szczawy na Gorc 1228, Przysłop Dolny i dalej do schroniska Gorczańska Chata. Tam rozpaliliśmy ognisko i w towarzystwie schroniskowych kotów usmażyliśmy kiełbaski. Rano po smacznym śniadaniu przygotowanym na nowo wybudowanym piecu wyruszyliśmy dalej w górę do kapliczki znajdującej się przy żółtym szlaku a następnie w dół do osady Jaszcze i dalej na przełęcz Pańską Przechypkę do miejsca katastrofy samolotu bombowego Liberator B24 z II wojny światowej. Po posileniu się i zgłębieniu tajemnicy tego miejsca udaliśmy się potokiem w górę do Jaworzyny Kamienickiej. Szliśmy początkowo potokiem a następnie rumowiskami pomiędzy wiatrołomami i chciałem zaznaczyć, że nie było lekko a hasła takie jak „przepychoj się” były często używane. Tam dopadło nas załamanie pogody, ale warto to było przeżyć /pewnie gorczańskie anioły grały w kręgle a turniej był nadzwyczaj emocjonujący/. Po ustaniu gradobicia i zamieci śnieżnej udaliśmy się na Halę Długą. Napotkaliśmy tam znajome twarze z Mielca w postaci Mariusza Świtak, Bożenki i innych osób. Opowiedzieli nam skąd się tam wzięli /przyjechali z Ujścia Gorlickiego, ponieważ w okolicy już nie było noclegów/ oraz o gradzie wielkości śliwek, jaki ich dopadł na Hali Długiej /zabrakło im 1/2h do schroniska na Turbaczu

/. Samo schronisko było oblężone przez majowych turystów. Z okna obserwowaliśmy akcję ratunkową przy użyciu helikoptera LPR oraz ratowników GOPR. No cóż tam też zdarzają się potknięcia na Unijnych drewnianych podestach. W samym schronisku atmosfera była urocza i skończyła się w późnych godzinach nocnych przy taktach muzyki. Nie dotrzymał umowy Łukasz, który miał dotrzeć do nas na rowerach z swoją grupką trzech osób i z powodu kilku kropel deszczu został w miejscowości Koninkach

. Następnego dnia Turbacz był już w chmurach i nie zapewnił nam pięknego widoku na Tatry. Po częściowym polepszeniu się pogody ruszyliśmy już relaksowo w doliny. Po drodze odwiedziliśmy Kaplicę Papieską pod Turbaczem i podziwialiśmy liczne bacówki, w których to wypoczywają miejscowi ludzie. Po drodze zauważyliśmy nowy pomnik, między innymi ku czci problematycznego żołnierza Józefa Kurasia pseudonim „OGIEŃ”. Można w necie znaleźć dużo publikacji pt. „Bohater czy zdrajca”.
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/arty ... -bandyta-0 http://interia360.pl/kultura/artykul/og ... dhalu,6599 Między innymi została napisana biała księga /ciekawa historia, polecam tym, którzy zgłębiają temat Żołnierzy Wyklętych/.Tutejsi mieszkańcy wolą na jego temat nie dyskutować i pewnie dobrze. Dłużej zagościliśmy pod bacówką na polanie Wachowej inaczej Bukowinie Waksmundzkiej, gdzie zrobiliśmy dłuższą przerwę, aby się posilać chlebem z masłem czosnkowym, smalczykiem i resztkami oscypka oraz gorącą kawą. Posileni i z doskonałymi humorami udaliśmy się dalej w dół odwiedzając kolejne polany, bacówki i przydrożne kapliczki. Na polanie Cyrhlica w planach było rozpalenie ogniska, ale ze względu na niską temperaturę tamtego popołudnia zrezygnowaliśmy z tego punktu programu. Większa część szlaku wiodła przez las, odkrywając nam od czasu do czasu szczyty gór i dolin. Do Zarębka Wyżniego, z którego rozpościera się piękny widok na dolinę Łopusznej i zbocza Wyszni, dotarliśmy już w późnych godzinach wieczornych, gdzie czekała na nas obiadokolacja. Po odpoczynku gościliśmy się wspólnie z bacą Władkiem i gaździną Helą przy góralskiej gwarze. Nie zabrakło anegdot, opowieści oraz wspomnień o księdzu profesorze Józefie Tischnerze, który często tu gościł. Np. Heluś „
Przyrzekam Ci, że już więcej nie będę pił, ale mniej już też nie 
. Obok zagrody właśnie znajduje się kapliczka, przy drodze do Astronoma /profesora UJ/ przy której ksiądz Tischner odprawiał polowe msze, w których to uświadamiał tutejszych górali, aby dbali o swój język, swoją kulturę i godność. Filozofia Józefa Tischnera wzbudza wciąż nowe emocje i znajduje swoich zwolenników /
Żadna filozofia nie jest prawdziwa, jeśli nie da się jej przełożyć na język góralski – ciekawe

/ Bo ksiądz profesor miał szczególny dar do ludzi, przyciągał swą otwartością, pogodą ducha, humorem i mądrym słowem. Mimo wielu zajęć i obowiązków, wynikających tak z posługi duszpasterskiej jak i pracy naukowej, znajdował czas dla drugiego człowieka, zapraszając do siebie zarówno swoich górali, jak i gości ze świata. Dlatego w ostatnią niedzielę miesiąca lipca będzie odprawiona polowa msza święta przy kapliczce, więc mieszkańcy osady Zarębek Wyżni serdecznie zapraszają. Ponadto, będzie jeszcze wiele innych atrakcji. W ostatnim dniu po wyjściu na pobliskie wzgórze i podziwianiu panoramy Tatr i okolic zeszliśmy całkowicie w dolinę Łopusznej. Idąc szlakiem architektury drewnianej podziwialiśmy zarówno stare jak i nowo wybudowane domy. Podhale jest jednym z nielicznych regionów Polski, którego mieszkańcy nadal zachowują własną tradycje łączącą nowoczesność z dawnym stylem. Zabrakło nam czasu na zwiedzeniu Tischnerówki /trzeba coś zostawić na inną okazję/. Przyglądaliśmy się dłużej pięknemu, drewnianemu kościółku z przełomu XV/XVI wieku o zabytkowym gotycko-barokowym wnętrzu. Po dotarciu do samochodu Agi, który znajdował się przy tutejszym Dworze w Łopusznej postanowiliśmy jeszcze go zwiedzić. Dworek w Łopusznej należy do jednych z najbardziej uroczych zakątków Podhala, z dala od gwarnego Zakopanego, a za to w cieniu Gorców i ze wspaniałym widokiem na całą panoramę Tatr. Zachwyca do dziś pięknem staropolskiej architektury, ale przede wszystkim jest wspaniałym zwierciadłem historii Polski, jej dziejów chwalebnych, jak i tragicznych. Zarówno szlachta we dworze, jak i chłopi ze wsi podlegali owym przemianom dziejowym. Panowie dziedzice traktowali chłopów, jako pomocników i sojuszników w ciężkiej pracy na roli, budowaniu osady, a także w walce z nieprzyjacielem, jakby go nie zwać. Obok dworku wyrósł drewniany kościół, który towarzyszył historii wsi; jej przemianom i chwilom chwały, jej cierpieniom i dniom rozpaczy. Po zwiedzeniu poczuliśmy się już spragnieni posiłku. Udaliśmy się do restauracji „Pstrągownia” na smakowitą rybkę wychodowanej w górskiej wodzie. I ta atrakcja była naszym finałem Wielkiej Majówki w Gorcach pt. „Z plecakiem przez halę”. Na tym kończę pozdrawiam wszystkich uczestników wycieczki i także tych, co nie dotarli na Turbacz rowerkiem. Fotorelację można znaleźć na moim FB oraz Agnieszki Dz.